czwartek, 3 grudnia 2015

Kotlina Jeleniogórska – migracje ludzi oraz idei.

Spotkanie z udziałem Jacka Jaśko, Macieja Muskata i Szymona Surmacza. Wprowadzenie do dyskusji i moderacja: Janusz Korzeń.
W dyskusji udział wzięli też m.in. Małgorzata Krzysztoń, Piotr Słowiński i Kazimierz Piotrowski.








 „Tubylcy” i „przybysze”. Dwie połówki banknotu. 
Szymon Surmacz

Pogórze Izerskie i Kotlina Jeleniogórska nie wydają się być typowymi miejscami migracji, jeśli zestawimy je z tymi najważniejszymi do których wyjeżdżają współcześnie Polacy. Nie ma tu szybkiej i dobrze płatnej pracy, a tego najczęściej poszukują rodacy kierując się po bilet lotniczy w kierunku wysp brytyjskich, czy do busa jadącego do Niemiec. Jednak południowo-zachodnia część Dolnego Śląska jest cały czas miejscem migracji nowych ludzi. Sam do nich należę i większość osób z którymi mam tu stały kontakt, jest również imigrantami. Co nas łączy i co odróżnia od imigrantów zarobkowych, poszukujących dobrze płatnej pracy „na zachodzie”?
Myślę że opowiadając o sobie, odpowiem w imieniu wielu moich przyjaciół zamieszkujących ziemie między Zgorzelcem a Jelenią Górą. Posłużę się w tym celu cytatem, który doskonale tłumaczy tę „nieracjonalną” decyzję o przenosinach w bliżej nieokreśloną „dzicz”. Dlaczego decyzję „nieracjonalną”? Bo rzekomo racjonalne decyzje są fundamentem klasycznej ekonomii, która nakazuje ludziom policzyć co im się bardziej opłaca. Jakbym chciał myśleć tymi kategoriami to dziś mieszkałbym z rodziną w Edynburgu albo Londynie, ewentualnie pozostał w Łodzi lub Warszawie. Wylądowałem w Izerach z tego samego powodu, dla którego Grzegorz Żak napisał „Izerbejdżan i inne kraje pagórzaste”: „bo uważam, że Izery warte są wysławiania pod niebiosa. To takie irracjonalne, emocjonalne, namiętne i bezpowrotne z mojej strony. Jak miłość. No zapadłem nieuleczalnie”.
To prawda – na tę chorobę można zapaść nieuleczalnie i potwierdza to co roku co najmniej kilka osób, które postanawiają osiedlić się w Izerbejdżanie powodowane bliżej nie określonymi, ale rzadko „racjonalnymi” pobudkami. Czego poszukują? Myślę że w pierwszej kolejności jest to chęć życia na własnych zasadach, odrzucenie plastikowej fasady współczesnych „drobnomieszczańskich” wartości, poszukiwanie „siebie” i sensu życia wykraczającego poza pracę służącą nabywaniu kolejnych gadżetów określających status społeczny w skomercjalizowanym społeczeństwie.
W Izerach nigdy się nie zgubisz, tu możesz odnaleźć siebie (…) Różni nas wiele, łączy jedno – tu żyjemy i tworzymy. Każdy tworzy to, co mu w duszy gra – zawsze jest to unikatowe i niepowtarzalne – tak piszą o sobie członkowie Stowarzyszenia Unia Izerska i to prawdopodobnie sedno motywacji większości izerbejdżańskich imigrantów. Na możliwość „życia po swojemu” i samorealizacji poprzez tworzenie, nakłada się jeszcze jedna bardzo ważna cecha, wyróżniająca naszą społeczność. Nie jesteśmy samotnymi wyspami, ale tworzymy niezwykły, wielobarwny archipelag talentów, wartości, narodowości, kultur, tradycji, osobowości. Współpraca i chęć dzielenia się swoimi umiejętnościami i wiedzą prowadzi nas do zorganizowanych form współdziałania, które jeszcze może nie są bardzo efektowne, ale powoli dojrzewają, przechodząc na wyższy poziom samoorganizacji. Unia Izerska, Kooperatywa Izerska, Ekomuzeum Izerska Wieś oraz inne przenikające się inicjatywy prowadzą do zwiększania autonomii i osobistej wolności poprzez samorzutną chęć współpracy z osobami mającymi podobne wartości.
Z mojego punktu widzenia, są to przejawy samodzielnego i spontanicznego odkrywania zasad, znanych od setek lat, których najciekawszym przejawem na ziemiach polskich był ruch kooperatystów na początku zeszłego stulecia. Izery przyciągają nie tylko półdziką przyrodą, bo tej w Polsce nie brakuje, ale przede wszystkim wulkanem idei i solidną siecią więzów społecznych, która jest wyjątkowa na skalę Polski, a może i Europy. Może mieszkańcom regionu ciężko to dostrzec i docenić, ale ja nie mam wątpliwości, że największa „magia” tego terenu przejawia się w umiejętności współpracy, dobrych relacjach, otwartości i spontaniczności mieszkańców – głównie napływowych.
Inna sprawa że tę „napływowość” ciężko zdefiniować. Niewielu jest mieszkańców zakorzenionych tutaj w trzecim pokoleniu. Migracje nie zaczęły się po 1989 r. Właściwie cały XX wiek w Karkonosze i na Pogórze Izerskie napływali pracownicy fabryczek rozrzuconych po wszystkich okolicznych miejscowościach. Jedyne co w międzyczasie się zmieniło to motywacja przybyszów. W okresie PRL przybywali by poprawić swój status społeczny i majątkowy, bo tu była praca, dziś przyjeżdżają żeby uciec od wielkomiejskiego zgiełku, komercji, bezduszności i sztuczności relacji międzyludzkich.
Przybysze nie są tu tylko „dla siebie”. Nawet jeśli przez długi czas był wyraźny podział na „my” i „oni”, „nowi” i „starzy”, „swoi” i „zulusi”, to te podziały zacierają się dzięki pracy z dziećmi, organizacji imprez kulturalnych i tworzeniu organizacji pozarządowych. „Mój” Wolimierz jest bardzo ciekawym przykładem postępującej integracji i współdziałania na rzecz rozwoju wsi. Pisałem o tym dwa lata temu w piśmie „Zielone Wiadomości” http://zielonewiadomosci.pl/tematy/kultura/stacja-wolimierz/ . Być może trochę idealizuję, ale myślę, że wielu „nowych” łączy nie tylko chęć ucieczki od miejskiej cywilizacji, ale także chęć zmieniania świata na lepsze. Większość z nas doskonale rozumie, że dla zachowania jakości spokojnego i dobrego życia potrzebne są dobre relacje z sąsiadami. Nie osiągnie się ich przez „krucjatę kulturową”, ale poprzez umiejętność słuchania i pokorę wobec tego co możemy odkryć w nieznanym wcześniej kraju.
Imigrantów na Pogórzu Izerskim jest sporo, ale cały czas za mało. Nie nadążamy z wypełnianiem szybko rosnącej dziury społecznej, głównie młodzieży, wyjeżdżającej masowo za chlebem. Wielu z nich nie chce szukać inspiracji, chce się wyrwać z marazmu lub biedy, poznać inny nowy świat. Być może część z nich wróci, jeśli zobaczy, że jest sens wracać, że dobre, kreatywne, bogate kulturowo życie jest możliwe także tutaj. Jednak by tak się stało, spontaniczna współpraca izerskich imigrantów nie wystarczy. Potrzebna jest dobra wola i aktywne działanie samorządów na rzecz tworzenia atrakcyjnego miejsca zarówno dla mieszkańców napływowych, jak i dla „tubylców” – powstrzymując ich przed ucieczką.
Dlatego dobrą ideą i wizją rozwoju Pogórza Izerskiego i Kotliny Jeleniogórskiej wydaje mi się działanie na rzecz zachowania kulturowej i przyrodniczej różnorodności, połączone z rozwojem nowoczesnej, zrównoważonej gospodarki opartej na wiedzy i technologiach. Nie będzie to łatwe, ale pierwsze kroki udało się już wykonać. W strategii rozwoju Gminy Leśna, udało mi się zapisać koncepcję „importu” kapitału ludzkiego – czyli tworzenia zachęt dla osadzania się nowych przybyszów, mogących dać impuls dla uwolnienia umiejętności i kreatywności mieszkańców „Izerbejdżanu”. Tak jak przed stu laty tworzono we wsiach warunki pracy dla nauczycielek-siłaczek, tak dzisiaj potrzebujemy wypełnić pofabryczne nieużytki Dolwisu w Leśnej, Fatmy w Pobiednej, zakładów lniarskich w Mysłakowicach, Kowarach i dziesiątek innych – pomysłami i eksperymentami twórców FabLabów, hackerspejsów, Osad Twórców, kooperatyw, spółdzielni socjalnych, stowarzyszeń i fundacji, które duszą się w wielkomiejskich środowiskach, a z chęcią włączą się we współtworzenie nowych przestrzeni gdziekolwiek tam, gdzie będzie przyjazne otoczenie i dostęp do prądu i internetu.
Tu paradoksalnie posłużę się zastosowaniem prawa wyśmianej wcześniej klasycznej ekonomii. Mamy tu doskonały, choć nie materialistyczny przykład podaży i popytu. Z jednej strony, dziesiątki zaniedbanych miejsc, „bezużytecznych” dla lokalnych władz i kosztownych w utrzymaniu, z drugiej ludzi, poszukujących „romantycznego” miejsca dla uwolnienia swojej kreatywności i umiejętności. Puste i zaniedbane pofabryczne przestrzenie, mogą być dla wielu młodych ludzi, zmęczonych miejskim zgiełkiem i wyalienowaniem, doskonałym miejscem dla realizacji swoich marzeń o życiu gromadnym, w aktywnej społeczności, umożliwiającej realizację i rozwój osobistego talentu.
Jeśli uda nam się to mądrze połączyć, to zamieszkała przez nas część Dolnego Śląska może jeszcze odzyskać swoją świetność, która opierała się na wysokiej jakości życia i mądrym gospodarowaniu tym co mamy pod ręką, a nie tym, co mogą przynieść nam „inwestorzy” gotowi do inwestycji tylko wtedy kiedy uzyskają z niej wystarczająco dużo zwrotu. Moja propozycja to kształtowanie lokalnej gospodarki w oparciu o równowagę między trzema formami kapitału: ludzkiego, społecznego i materialnego / finansowego. Postawienie tylko na trzecią formę – kapitał finansowy, pozyskiwanie „inwestycji” i ignorowanie rozwoju wiedzy i relacji społecznych doprowadzi do degradacji tkanki społecznej i w konsekwencji do długiej zapaści naszego regionu. Rozwiązanie które jest realną, namacalną alternatywą jest jak dwie połówki banknotu. Jedną maja lokalni mieszkańcy i samorząd, drugą „przybysze”. Dopiero kiedy złoży się je razem i sklei więzami zaufania i współpracy, obie strony skorzystają.

Maciej Muskat
Region Kotliny i Izerów ma swój specyficzny charakter, który różni go od innych miejsc w Polsce. Gdybym miał zdefiniować w jednym słowie jego zaletę, powiedziałbym - różnorodność. Ekologiczna, kulturowa, etniczna itd.
Z racji swej historii i geografii stał się ów region miejscem, gdzie większość ludzi jest w jakimś stopniu imigrantami i gdzie stosunkowo częściej niż gdzie indziej w Polsce można znaleźć ludzi otwartych na "inność". Obszary na styku państw, miejsc i kultur zazwyczaj są bardziej płodne - kulturowo, gospodarczo czy politycznie. Dzięki temu nasz region ma potencjał udowodniania, że migracja - ludzi i idei - jest czymś pozytywnym, nie czymś, czego należy się bać.

Pomimo tych zalet miejsca wielu ludzi decyduje się opuścić region. Wyzwaniem dla regionu jest więc znalezienie autentycznej odpowiedzi na pytanie - "w jaki sposób przyciągnąć tych, zwłaszcza młodych, którzy wyjechali, albo za granicę albo do innych miejsc w Polsce?" Czekam na moment, gdy zarówno lokalna społeczność jak i włodarze dostrzegą to, że dzięki niewielkim nakładom na infrastr,ukturę i komunikacji wykraczającej poza standardy PRu można przyciągnąć wielu z tych, którzy wyjechali.

Uważam, że jeśli jakiś nowy model rozwoju, oparty o różnorodność przyrody i ludzi, może gdzies w Polsce powstać, to właśnie tutaj.


Relacja z dyskusji

Głos z sali
Jelenia Góra nie została zniszczona podczas wojny. Świadomość ludzi, którzy tutaj przyjeżdżali była różna. Zdarzały się niesamowite historie, na przykład na palono w piecach średniowiecznymi pergaminami.

Jacek Jaśko
Od wojny minęły już dziesięciolecia, dlaczego wciąż ludzie palą belkami ze swoich stodół?

Głos z sali
Po wojnie nie było wielkiego sentymentu do tego, co tu zastano. Ludzie, którzy tutaj trafiali na ogół sami zostali wypędzani i czuli się tutaj obco. Silne było poczucie tymczasowości i braku zakorzenienia.

Jacek Jaśko
Współcześnie ludzie nie obrażają się na rzeczywistość. My z racji generacji jesteśmy homo sovieticus.

Kazimierz Piotrowski
Mimo wszystko jestem optymistą. Młode pokolenie wcale nie jest takie złe. Zagrożeniem są tzw. „asertywni decydenci” we władzach, czyli ludzie, którzy się pod wszystkim podpisują.

Maciej Muskat
Czy ktoś zadał sobie pytanie w mieście lub regionie, co zrobić, żeby młodzi ludzie, którzy stąd wyjeżdżają, chcieli wrócić? Może to nie jest nierealne, ich powrót. Może jesteśmy w stanie do tego doprowadzić.
My patrząc w przyszłość dokonujemy ekstrapolacji naszej przeszłości. Historia Europy nie wygląda różowo. Co będzie jeśli dojdzie do najgorszego? Co wtedy jest w stanie zaoferować nasz region. Im jestem starszy, tym bardziej stawiam na myślenie długofalowe.

Szymon Surmacz
Odbieram Wolimierz jako miejsce szczególne, tolkienowskie Shire.
W regionie dostrzec można na każdym kroku resztki przemysłu. Wiele miejsc, które w tym momencie są ruiną. Może powinniśmy o tym pomyśleć podczas rozmowy o powrotach naszej młodzieży. Nie każdy chce być rolnikiem. Przemysł XXI wieku jest nieinwazyjny.
W Leśnej za ponad milion złotych wybudowaliśmy piękny stadion lekkoatletyczny. Organizujmy się w jakąś federację, inaczej walec komercji nas zmiażdży. Tylko tak możemy walczyć ze zjawiskami takimi jak poszukiwanie uranu. Nawet hippisi są w stanie nauczyć się biurokracji.

Głos z sali
Ludzie starzy nie potrafią się zorganizować. To spadek po czasach PRL'u.

Piotr Słowiński
Z jednej strony chcemy zachować krajobraz, z drugiej chcemy nowoczesności. To się nie pokrywa.

Szymon Surmacz
Brakuje mi mądrego gospodarowania na tym terenie. Samorządu, który służy a nie eksploatuje.

Maciej Muskat
Tożsamość nie jest stała, ona ewaluuje. Dla mnie ważne jest to, żeby różnorodność była filarem tej tożsamości. Do Kopańca albo Wolimierza zjeżdżają się ludzie z całego świata i zapładniają się intelektualnie.

Jacek Jaśko
Przepisy i samorząd blokują drobne inicjatywy. Najmniejszy wiejski jarmark jest opodatkowany.

Szymon Surmacz
Nasz samorząd stosuje się do zasady „inwestycja i zwrot z inwestycji”. Nie interesuje ich co się stanie dziesięć lat po inwestycji. Trzeba wprowadzić system wrażliwych menadżerów.

Głos z sali
Paliliśmy meblami bo były „niemieckie”. Teraz są „paździerzowe”. Nastąpiła zmiana. Młodzi czują się Europejczykami, ciągnie ich do wielkiego świata.

Szymon Surmacz
Potrzeba nam mądrej reindustrializacji. Mamy ludzi, którzy są w stanie myśleć nowocześnie. Sprowadźmy tu stu, pięciu z nich zostanie na stałe. Będzie jak w Wolimierzu z artystami. Przygotujmy strukturę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz